Jak powstawał film – wspomnienia „Lopka”

Dodano: 11.03.2010

Ostatnie wpisy poświęcone były sprawom technicznym, pora na coś rozluźniającego i wesołego. Dziś opowiemy, jak w dwudziestoleciu międzywojennym wyglądała produkcja filmu.
W tamtych czasach polska kinematografia borykała się z permanentnymi problemami finansowymi, a nie mogła jeszcze liczyć na dofinansowania ze strony państwa. Władze jeszcze nie traktowały filmu poważnie, uważały go jedynie za rozrywkę dla mas. Producenci musieli więc radzić sobie sami.
Proces powstawania i finansowania filmu bardzo ładnie opisuje Kazimierz „Lopek” Krukowski w swojej książce Moja Warszawka:
„Realizacja każdego polskiego filmu wiązała się oczywiście w pierwszym rzędzie ze sprawą finansową. Kto miał dostarczyć obrotnemu i naprawdę zdolnemu producentowi Józefowi Rosenowi funduszów potrzebnych na realizację filmu? Państwo – nie. Banki – nie. Prywatny kredyt – nieosiągalny w granicach rozsądnego oprocentowania. A zatem film, a właściwie podpisane już z popularnymi gwiazdami i gwiazdorami umowy sprzedawano na pniu właścicielom kinoteatrów za prawo pierwszeństwa w wyświetlaniu filmu w Warszawie, Krakowie, Lwowie, Łodzi czy Poznaniu.
- Panie Norbercie, mam podpisany kontrakt z Waszyńskim, Dymszą i Grossówną.
- Czyj scenariusz?
- Mam dwa do wyboru, Sterna i Nela.
- Ile?
- Trzydzieści tysięcy gotówką i dwadzieścia pięć tysięcy wekslami.
- Dwadzieścia tysięcy gotówką i piętnaście wekslami, ale musi pan doangażować Orwida. Niech mu Stern dopisze rolę w scenariuszu.
- Załatwione. Ręka?
- Ręka.
- Panie Władysławie – zwraca się pan Norbert do pana Fronczewskiego – czy może mi pan wykombinować na pięć miesięcy dwadzieścia tysięcy? Muszę zadatkować film z Dymszą.
- Dobrze, ale pod warunkiem, że premiera odbędzie się w okresie Bożego Narodzenia.
Dyrektor kina w Poznaniu żąda, aby w filmie wystąpiła jeszcze koniecznie Maria Bogda. Poznańska publiczność bardzo ją lubi, wtedy może dać piętnaście tysięcy gotówką i piętnaście tysięcy wekslami.
Rosen drapie się w głowę:
- Tak, widzi pan, panie Kałamajski, tylko że Bogda nie nadaje się do komedii…
- No to dopiszcie jakąś dramatyczną scenę i fertig.
Kraków prosi o doangażowanie Sielańskiego, dwanaście tysięcy gotówką i dziesięć tysięcy wekslami; Lwów obiecuje czternaście tysięcy gotówką i jedenaście tysięcy wekslami pod warunkiem, że do zespołu wejdzie Szczepcio albo Tońcio. Właściciel kina „Casino” w Łodzi proponuje, żeby scenariusz dać do napisania Fethkemu, dwadzieścia dwa tysiące gotówką, osiemnaście tysięcy wekslami i tak dalej, i tak dalej, a po trzech tygodniach targów, rozmów telefonicznych, zaklęć, przysiąg i obiecanek producent Józef Rosen zapowiada, że przystępuje do realizacji superprodukcji na rok tysiąc dziewięćset trzydziesty któryś komedii filmowej o nieustalonym tytule z Adolfem Dymszą w roli głównej, w otoczeniu plejady najwybitniejszych artystów teatru i ekranu. Scenarzysta i reżyser z przerażeniem dowiadują się, że temat wybrany i opracowany przez nich musi ulec zupełnym zmianom. Protestują, a właściwie próbują protestować, ale ulegają i zaczynają uzupełnianie, przerabianie i przystosowywanie filmu do gustu nie tyle publiczności, ile uważających się za wielkich znawców właścicieli kinoteatrów.
(…)
Śmiem twierdzić, że mimo całego szeregu wad i usterek, mimo że Poznań żądał tego, a Łódź tamtego i że Waszyński reżyserował z pamięci, a Lejtes zbyt długo, filmy nasze z okresu dwudziestolecia, nie były gorsze od średniej klasy filmów zagranicznych, które zmuszony byłem oglądać w kinach w okresie mojej siedemnastoletniej wędrówki po szerokim świecie. Hollywood, Anglia, Francja i Włochy na parę filmów wręcz znakomitych produkują dziesiątki, setki filmów, które na szczęście nie docierają do nas, a których poziom w porównaniu z naszymi wyśmiewanymi i krytykowanymi filmami zasługuje na jedno krótkie słowo: szmira.”

Tagi: , , ,

Ten wpis został opublikowany 11.03.2010 o 08:35 i jest zaszufladkowany do kategorii Aktualności.