Język kina niemego

Dodano: 03.06.2013

Dziś kilka słów o języku kina niemego. I nie chodzi tu o zbiór środków wyrazu, gry aktorskiej, czy sztuki operatorskiej i monterskiej, lecz dosłownie o język: teksty, które w kinie niemym pojawiały się na ekranie na mniej lub bardziej ozdobnych planszach.

Kino nieme od początku było pantomimą i nie potrzebowało słów. Gra aktorska wystarczyła za wszystko, a poparta dobrym warsztatem operatorskim i umiejętnym montażem tworzyła całość, która nie wymagała żadnych objaśnień – była dla widzów zrozumiała. Po pewnym czasie aktorstwo filmowe oderwało się od pantomimy i zaczęło szukać własnych dróg rozwoju. Kiedy filmy stawały się coraz dłuższe i opowiadały coraz bardziej skomplikowane historie, konieczne było wprowadzenie narracji lub dialogu.

Funkcje te spełniały plansze z napisami. Napisy stanowiły jedynie dopowiedzenie niezbędnych wyjaśnień, uzupełnienie treści filmu, z założenia powinny być więc jak najkrótsze i jak najbardziej zwięzłe. Czas pokazał, że nie zawsze tak było.

Polskie kino nieme posługiwało się językiem bardzo kwiecistym. Często zarówno fabuła, jak i język napisów filmowych nawiązywały do popularnych czytadeł: romansów salonowych z życia wyższych sfer. Napisy obfitowały w nadęte, patetyczne określenia. Mnożono też tworzone na siłę tkliwe zdrobnienia oraz określenia i sformułowania, które teoretycznie powinny wzruszyć i przejąć widza. Całość okraszano taką ilością ozdobników, że niejednokrotnie w efekcie powstawał bełkot, którego nie rozgryźliby nawet językoznawcy. Poza tym zbyt długie napisy przerywają wartką akcję filmu i są męczące – zwłaszcza biorąc pod uwagę, że w tamtych czasach było jeszcze sporo analfabetów i osób, które czytały bardzo słabo.

Już ówczesna krytyka skarżyła się na styl polskich napisów. Niedawno w jednym z wpisów cytowaliśmy artykuł z tygodnika KINO z 1930 roku, w którym pisano: Ach te napisy! Często błędne, niekiedy źle rozmieszczone, prawie zawsze obarczone niepotrzebnym patosem lub silące się na literacką „kwiecistość” - są one pośmiewiskiem dla widzów kulturalnych; stąd odium spada na kino i sztukę filmową.

Dziś takie napisy nas śmieszą, jednak wtedy była taka moda. Szerokie masy czytelników popularnych romansów salonowych z wyższych sfer traktowały takie słownictwo poniekąd jako powiew wielkiego świata. Powstawała wtedy masa książek pisanych takim językiem, a niektóre z nich chętnie były przenoszone na ekran. Wśród pisarzy prym pod tym względem wiódł Stefan Żeromski. W epoce kina niemego powstało w Polsce aż siedem ekranizacji jego powieści. Zdania w stylu „Oniemiało i zacichło małogoskie pole. Ostatni żywy żołnierz patrzał na nie przez mgłę półśmierci przy brzasku cichego poranka” idealnie wpasowywały się w konwencję języka kina niemego. Oto inny przykład planszy narracyjnej z filmu Rok 1863:

Zdanie to przecina wpół ujęcie, w którym ranny książę Odrowąż czołga się po pobojowisku. Plansza nie wnosi zupełnie nic do fabuły filmu, gdyby została pominięta widz zrozumiałby tyle samo. Stanowi one jedynie swego rodzaju „ozdobnik”.

W zagranicznych filmach (przynajmniej tych, które osiągnęły międzynarodowy rozgłos) język był dużo bardziej oszczędny. Połowa lat dwudziestych, a więc okres największej doskonałości kina niemego, to czas awangardy. Orgomną wagę wagę przywiązywano przede wszystkim do warstwy wizualnej. Dlatego też w wielkich produkcjach zachodnich każda plansza była przemyślana graficznie i stanowiła integralną część filmu, często dopasowaną do scenografii: dopracowywano nie tylko jej treść, ale i liternictwo, tło, ramkę i wszystkie inne elementy graficzne.

A teraz zaprezentujemy Wam wybór najpiękniejszych perełek z polskich wersji językowych zagranicznych filmów niemych:

 

Tagi: , ,

Ten wpis został opublikowany 03.06.2013 o 06:45 i jest zaszufladkowany do kategorii Historia techniki filmowej.