Nadprogram – reklamy
Dodano: 24.02.2014Dziś kolejna część artykułu Rafała Skibickiego o przedwojennym nadprogramie kinowym. Tym razem opowie nam o… reklamach.
To najrzadszy rarytas dla dzisiejszego widza. Materiał zupełnie zapomniany – wszak zachowywanie reklam nieistniejących już po wojnie firm nie było w niczyim interesie. Filmoteka Narodowa znalazła je raptem kilkanaście lat temu w rosyjskim archiwum, doklejone do jakiegoś filmu. Polecam przerwać lekturę i obejrzeć poniższy materiał filmowy, którego niekwestionowaną gwiazdą jest zachwalająca Polskiego FIATa znana z filmów i rewii… Lena Żelichowska!
Z archiwum Filmoteki Narodowej
Co reklamowano? Kapelusze, żyletki, pończochy, proszek od bólu głowy „Kogutek”…
Reklamowano właśnie żyletkę. „Pamiętaj Polo – pamiętaj Rapid!” - deklamował „speaker” z patosem, jak muezin z wieży meczetu… Ledwo zaczęliśmy „pamiętać”, gdy znowu inny, o wiele patetyczniejszym głosem, kazał zapamiętać inną żyletkę. Potem wygłupiał się jegomość w kapeluszu pewnej firmy, którą grzebał bezapelacyjnie, bo napewno nikt z obecnych, pomny na zadawane mu tortury, nie kupi nigdy w życiu kapelusza tej firmy. Następnie życzono nam zdrowego żołądka, zdrowych nerek i zdrowej wątroby, pod warunkiem, że wypijemy trzy szklanki wody z pewnymi pastylkami. [...] W rezultacie dostałam szalonych bólów wątrobianych.
„Mary Bridż”, Kino 1935 nr 5
Nachalna reklama wywoływała u nieprzywykłej widowni efekt zgoła odwrotny:
Ja na przykład sporządziłem sobie listę firm i przedsiębiorstw, reklamujących się na ekranie. Sporządziłem spis i ilekroć muszę coś kupić, sprawdzam dokładnie, czy dana marka towaru nie figuruje w tym spisie. [...] Tu cel uświęca środki. Namawiam gorąco współtowarzyszy i współtowarzyszki martyrologii kinowej, wszystkich, którzy dotychczas z rezygnacją poddawali się reklamowej torturze, do walki! Na barykady! Ciskać bomby, granaty, torpedy. [...] I tupać! Tupać! Tupać! Nie należy to do dobrych manier, ale nie czas obserwować maniery, kiedy lasy płoną. [...] Czego sobie nie wytupiemy, tego nie będziemy mieli! Oto hasło dnia warszawskiego kinomana.
Któż to zachęcał do takich drastycznych metod? Popularny do dziś pisarz – Tadeusz Dołęga-Mostowicz! Kino 1937 nr 21
Jak czytamy, nawet gwiazdy mogły obrzydnąć za sprawą udziału w reklamie:
Ileż to razy [Mieczysław] Fogg, na tle nudnawej melodji, kładzie nam cierpliwie w uszy, że takie właśnie, a nie inne obuwie nosić należy; ile razy przekonywuje niezmordowanie Chór Juranda o zaletach takich to gilz, czy innego produktu! – Chór Juranda, to bezsprzecznie, najlepszy tego rodzaju zespół, Fogg zaś jest ulubionym moim solistą, ale gdy słyszę ich w takich „kreacjach”, mam ochotę krzyczeć „ratunku!” wielkim głosem.
An. T., Kino 1935 nr 3
Jednak nawet przy największej tolerancji dla reklam trudno było nie utyskiwać na ich prostotę, wtórność, a często i lichą jakość wykonania:
Marian Szczepkowski, Kino 1934 nr 35
Ten wpis został opublikowany 24.02.2014 o 10:59 i jest zaszufladkowany do kategorii Aktualności.